archiwum tajemnic

Nic nie przyczynia się bardziej do spokoju ducha niż brak własnych przekonań Georg Christoph Lichtenburg

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Sobowtór

Większości z nas z nas z pewnością zdarzyło się wziąć nieznajomego zauważonego przelotnie na ulicy za kogoś z przyjaciół lub przynajmniej zdziwić się czyimś uderzającym podobieństwem. 

Najbardziej znaną odmianą sobowtóra duchowego jest doppelganger. Termin zapożyczony jest z języka niemieckiego znaczy mniej więcej ,,powtarzający czyjeś kroki". W opinii psychologów sobowtóry takie to naturalnej wielkości zjawy żywych osób. Ich postać jest zwykle nieco przezroczysta, często też pojawia się w bladych kolorach lub w gamie monochromatycznej. Nie wydają się materialne ani obdarzone życiem. Nie są zdolne do samodzielnego działania, lecz powielają ruchy i mimikę swych fizycznych odpowiedników, zupełnie jakby były ich odbiciami. Zjawisko to często występuje o świcie lub późno w nocy, a doświadczają go ludzie w stanie silnego stresu lub zmęczenia. Co istotne pojęcie ,,doppelgangera", zwane także autoskopią, zakłada postrzeganie jedynie części sylwetki, nie zaś jej całości. 

Najwcześniejsza relacja o doppelgangerze pochodzi z IV wieku przed naszą erą. Grecki filozof Arystoteles pisał wtedy o człowieku, który spotkał swego sobowtóra, ilekroć wychodził na przechadzkę. Wiara w istnienie duchowych sobowtórów istniała także wśród starożytnych Persów. Zjawisko to jest cechą wspólną wielu kultur, zarówno starożytnych jak i współczesnych.

Ciekawą przygodę przeżył dramaturg niemiecki Goethe. Goethe wracał konno z wizyty u przyjaciela w Alzacji, gdy spotkał swego sobowtóra, ubranego w szaro-złoty garnitur. Zjawisko widoczne było zaledwie przez kilka sekund. Goethe nie należący do osób przesądnych, nie poświęcał spotkaniu zbytniej uwagi. Jednak osiem lat później, gdy przejeżdżał tą samą drogą, uświadomił sobie, że ma takie samo szaro-złote ubranie, jak to, które ujrzał w swojej wizji. 

Istnieją relacje osób, którym wydarzyło się widzieć czyjegoś sobowtóra, a nawet rozmawiać z nim, mimo, że jego ,,oryginał" był wówczas zupełnie gdzie indziej. 

W 1955 r. mieszkaniec Nowego Jorku Erikson Goruque odbywał podróż służbową do Oslo. Była to jego pierwsza wizyta w tym mieście. Kiedy więc recepcjonista hotelowy powiedział, że miło mu znów go widzieć, Gorique był pewnie, że pomylono go z kimś innym. Następny dzień jednak przyniósł kolejną niespodziankę. Gdy Gorique zadzwonił, że z interesach do hurtownika, tamten z całą stanowczością stwierdził, że przecież to samo przedsięwzięcie omawiał z Gorique już dwa miesiące wcześniej. 

Niektórzy badacze utrzymują, że tego rodzaju zjawiska dadzą się wyjaśnić dzięki zrozumieniu mechanizmu projekcji myśli. Ich zdaniem wywołane są one intensywnym pragnieniem, skonkretyzowanym siłą wyobraźni i rzutowanym na rzeczywistość siłą woli. Teorię tę mogą potwierdzać znane przypadki ,,zjaw okresu załamania". Zjawisko polega na tym, że przed oczyma krewnych i bliskich przyjaciół pojawia się zjawa, której ciało fizyczne poddane jest skrajnym obciążeniom fizycznym bądź emocjonalnym. Opinia, jakby wszystkie spotkania z duchowymi sobowtórami dawały się wyjaśnić projekcją myśli jednej osoby, nie pozwala zrozumieć zdumiewającego zdarzenia w którym uczestniczył ksiądz W. Mountford. Mountford gościł u znajomych, którzy jeszcze tego samego dnia spodziewali się wizyty krewnych. Całe towarzystwo postanowiło wyjść na zewnątrz, by wypatrywać ich przybycia. W pewnej chwili ujrzeli w oddali powóz, którym nadjeżdżało oczekiwane przez wszystkich małżeństwo. Ku ich zdumieniu, powóz minął dom, a jego pasażerowie nikomu nie skinęli na powitanie. Parę chwil później powóz  znów się pojawił. Nadjechał z tej samej strony. Dopiero tym razem wypatrywani krewni zaczęli wylewnie witać się z ze zdziwionymi gospodarzami. 

Przypadek ten starano się tłumaczyć na różne sposoby. Być może jedna z nadjeżdżających osób podświadomie zasugerowała czekającym obraz nadjeżdżającego powozu. Niektórzy brali również pod uwagę zbiorową halucynację. Mimo, że teoria grupowej halucynacji wydaje się kusząca, nie da się na jej gruncie wytłumaczyć zjawiska bilokacji, które polega na tym, że jedna osoba widziana jest w dwóch miejscach równocześnie. Najlepiej znany przypadek bilokacji dotyczy XIX wiecznej nauczycielki francuskiej Emilie Sagee, którą widywano w kilku miejscach jednocześnie, i której sobowtór towarzyszył niemal wszędzie. Podczas lekcji uczniowie niejednokrotnie widzieli sobowtóra Emilie, który stał obok niej przy tablicy. 

Istnieje możliwość także możliwość, że spotkania z wszelkimi rodzaju sobowtórami są kwestią zwykłej pomyłki albo przywidzenia. Dopóki nie uda się nam w przekonujący sposób udowodnić istnienia odrębnej osobowości lub duszy, będziemy musieli uwierzyć na słowo relacjom o niezwykłych spotkaniach z naszym drugim ,,ja".